portret

portret

DLACZEGO

O tym, jak dać wolność, jednocześnie ucząc przywiązania.
O tym jak traktować dzieci jednakowo, by jednocześnie wiedziały, że są dla nas jedyne.
O tym jak mimo swojej niechęci, widzieć w ich rodzicach pozytywy.
O tym jak wykonując swoje zadania czasowo, dać pewność, że robimy to na całe życie.
Dlatego, by NASZE DZIECI, zrozumiały dlaczego.

Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu

14 czerwca 2014

dysonans

Lat minęło wiele, bo prawie 30. 
Wtedy byłam uczennicą nowosądeckiego liceum. 
Klasa pierwsza. 
Same dziewczyny. 
I wiekowy nauczyciel wychowawca. Uczył nas języka polskiego i muzyki. 
Do dziś pamiętam jedyną informacje z tych lekcji - A. Mickiewicz był bardzo przystojny. 
Czy Wieszcz przystojny był ? Nie wiem ? 
Wtedy, zdecydowanie nie był w moim typie, i teraz nic się nie zmieniło. Ale nie o tym piszę. 
Jak to w szkole różne akademie ku czci i mniej nadęte. Wypadło również na naszą klasę przygotowanie jednej z nich. 
Zajęcia w toku.
Pan "profesor" - może któraś z was powiedziałaby wiersz ? Coś znajdziemy.
Cała klasa - Ela, Ela powie.
Ja siedzę cicho bo nie mam ochoty udzielać się w szkole, choć w innych miejscach bez problemu.
Na co pan "pro..." odpowiada - no nie, żeby wystąpić na scenie to trzeba mieć odpowiedni wygląd, nogi, kieckę.
Moja szybka odpowiedź - żeby wychowywać młodzież, trzeba mieć choć trochę kultury.
 
Finał - spotkanie u dyrektora /mądry człowiek był/, właściwie to mnie przeprosił, poprosił o zrozumienie, że pan "pro..." stary, musi dotrwać do emerytury, a on ze swojej strony postara się żebym nie miała jakichkolwiek nieprzyjemności po tym zdarzeniu i mojej odpowiedzi.  I tak było. 

Dlaczego akurat teraz o tym piszę, dlaczego mi się przypomniało ?

Całkiem niedawno.

Kolejne doświadczenie, kiedy już jako stara baba miałam ochotę krzyczeć - kultura ! kultura, pilnie potrzebna ! 
Nie może być takiego dysonansu między tym czego się naucza, a tym jak samemu się zachowuje. Funkcje i tytuły zobowiązują dodatkowo do odpowiednich postaw. 

Od trzech lat coraz mniej się dziwię nauczycielom, nie tylko młodym. 
Że - nie potrafią się zachować odpowiednio w stosunku do dzieci. 
Że - nie potrafią rozmawiać z dziećmi. 
Że - nie szanują dzieci z którymi pracują. 
Że - nie potrafią tego wszystkiego również w stosunku do rodziców.
Że - nie szanują czasu innych.
Że - nie zauważają i nie doceniają zaangażowania.
Że - nie rozwijają, nie pokazują piękna i możliwości.
Że - nie wspierają.

Smutne, ale gdzie i od kogo mieli się tego nauczyć ?
Od swoich "pro..." ? 
Nie ma szans. 
Pobrali za to dobre lekcje jak -  ganić, piętnować, zabierać, ograniczać, zabraniać . . .

Dlaczego akurat teraz o tym piszę, dlaczego mi się przypomniało ?

Dawno nie czułam się tak poniżona. Kto był, ten wie. Właściwie nie mogę sobie przypomnieć żebym kiedykolwiek wcześniej tak się czuła. 
Trafiałam na pedagogów, a wyjątki takie jak pan "pro..." nie mogły zepsuć ich działania. 

Od ponad dziewięciu lat wiele czasu poświęcam na kontakty z Pedagogami i panami "pro...". Niestety tych drugich spotykam coraz częściej. 

Coraz mniej również dziwię się dzieciom, że nie lubią swoich nauczycieli, że ich nie cenią, że nie liczą się z ich zdaniem.
Coraz częściej podziwiam dzieci, że potrafią widzieć, oceniać, wybierać, doradzać, rozwijać, trwać ...


Podziwiam tych, którzy na przekór systemowi /a system to ludzie/ są Pedagogami i Wychowawcami.
Dziękuję im za to, że są.


Powrócę jeszcze do nauczyciela języka polskiego. Przez kolejne trzy lata, był to już kto inny. Dzięki niemu "nie sprzedaję skarpetek". Do dzisiaj czytam jego wiersze, słucham piosenek. Szkoda, że Nowy Sącz, choć tak blisko, jest dzisiaj dla mnie tak daleko. Drogę do niego trochę "zawiało, zasypało". I podśpiewuję sobie czasem, " w tym zdziwieniu, w tym zachwyceniu". I wierzę, i wiem, że można.