portret

portret

DLACZEGO

O tym, jak dać wolność, jednocześnie ucząc przywiązania.
O tym jak traktować dzieci jednakowo, by jednocześnie wiedziały, że są dla nas jedyne.
O tym jak mimo swojej niechęci, widzieć w ich rodzicach pozytywy.
O tym jak wykonując swoje zadania czasowo, dać pewność, że robimy to na całe życie.
Dlatego, by NASZE DZIECI, zrozumiały dlaczego.

Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu

18 sierpnia 2022

moje, twoje, nasze - Marsyas

 Dlaczego sięgnęłam po książkę z gatunku, którego raczej nie czytam, no i w sumie co to za gatunek?

Wygląda na to, że algorytmy są jednak dobre w tym co robią. Prawdopodobnie słowo sierota spowodowało, że reklama książki pojawiła się na moim fb. A dalej? Świetna okładka, tytuł, który w żaden sposób nie sugerował o czym książka będzie, rozbudziły ciekawość. Rozbudziły na tyle, że postanowiłam nie czekać na przesyłkę z papierową wersją, tylko zamówiłam tą na Kindle. Kiedy zaczęłam ładować dawno nieużywany czytnik, jednak preferuję tradycyjne książki, przeczytałam jeszcze fragment „zachęty”: „Ten światowy fenomen z silną reprezentacją LGBTQ+ zachwycił ponad ćwierć miliona czytelników na Goodreads. Polecana przez V.E. Schwab powieść o tym, że każdy z nas może na własny sposób definiować czym jest dla niego rodzina, stała się bestsellerem na Zachodzie. You&YA”

Zaczęłam czytać i na wiele godzin przestałam funkcjonować w realnym świecie.

Hmm, jakoś źle to ujmuję. Czytałam magiczną opowieść, a w głowie widziałam nasz polski system pieczy zastępczej, czyli świat jak najbardziej realny. Nasze dzieci w rodzinach zastępczych kontrolowanych
i ocenianych według jednego słusznego szablonu zapisanego w Zasadach i przepisach. Opowieść
o przenoszeniu ich z miejsca na miejsce, o braku pomysłu co w momencie, kiedy dziecko przestaje być dzieckiem, a jednak nie może samo funkcjonować. Niezwykle Ważne Kierownictwo siedzi na swoim czwartym piętrze, czasem czyta raporty i wyciąga z nich wygodne dla siebie wnioski.

„- Co się dzieje z miejscami takimi jak nasz sierociniec po tym, jak złoży pan swój końcowy raport. Co się dzieje z dziećmi.

- O ile moi zwierzchnicy nie wyślą mnie tam ponownie, spodziewam się, że wychowankowie sierocińców żyją w szczęściu i zdrowiu jako dzieci, aż zmienią się w szczęśliwych i zdrowych dorosłych.

- Którzy w dalszym ciągu pozostają pod kontrolą rządu z powodu tego kim są.

Linus poczuł się zapędzony w kozi róg. Nie był przygotowany na coś takiego.

- Nie pracuję w Wydziale Nadzoru nad Magicznymi Dorosłymi. Jeśli ma pani jakiekolwiek zażalenia w tej kwestii, radzę się zwrócić w tej sprawie do nich. Mnie interesuje jedynie dobro dzieci, nic więcej.

Dyrektorka uśmiechnęła się smutno.

- One nie pozostają nimi wiecznie panie Baker. Zawsze w końcu dorastają.”

To opowieść o niezwykłych i mądrych opiekunach. Nie każdy z nas jest Arthurem Parnassusem, ale zapewne w wielu z nas ukrywa się feniks. Tylko czy o tym wiemy?

„– Te dzieci słuchają każdego twego słowa. Biorą cię za wzór, bo jesteś ich rodzina. Jesteś ich … - Urwał, dysząc ciężko. Nie powinien tego mówić. To nie było właściwe. Tak jak cała ta rozmowa. To nie było … - Jesteś ich ojcem Arthurze. Powiedziałeś, że kochasz je nad życie. Na pewno wiesz, że one czują do ciebie to samo. Kochają cię tak, jak ty je. Bo jakżeby inaczej? Spójrz tylko na siebie. Spójrz, co tu stworzyłeś. Jesteś wcielonym ogniem, a one muszą się dowiedzieć co to oznacza. Nie tylko z powodu tego, kim jesteś, ale też by zobaczyły, kim się stałeś dzięki nim.”

Kto mieszka na Marsyas? Kiedy przeczytacie książkę, odpowiedź będzie prosta. To Nasze Dzieci.

„– Chciał jedynie kupić płyty. Uwielbia muzykę. Bez względu na to, kim się urodził, to wciąż tylko dziecko, tak jak pozostali moi podopieczni. A czy wszystkie dzieci nie zasługują na ochronę? Na miłość i troskliwe wychowanie, by mogły dorosnąć i kształtować świat, który dzięki nim stanie się lepszym miejscem? W tej kwestii wychowankowie mojego sierocińca w niczym się nie różnią od dzieci z tej wioski i całego społeczeństwa poza nią. Ale wmawia im się, że są inne. Tłoczą im to do głów ludzie tacy jak wy i ci, którzy rządzą nami i tym światem. Ludzie, którzy wprowadzają zasady i ograniczenia, by odseparować te dzieci od innych, by całkiem je odizolować. Nie mam pojęcia co trzeba zrobić by zmienić ten system. Nie wiem czy w ogóle jest to możliwe. Ale coś wam powiem: zmiany nie przyjdą z góry. Będą musiały zacząć się od nas.”

Przecież to książka o pieczy zastępczej. Dlaczego nikt o tym nie wspomina?

Przeczytajcie ją po swojemu.

Warto było kiedyś zareagować na pytanie: Nie żal ci, że cię tu nie ma?


Dom nad Błękitnym Morzem
TJ Klune
wyd: Papierowy Księżyc, You&YA, MUZA SA
Warszawa 2022

22 lutego 2022

Lyncurium

Piecza zastępcza, a właściwie system pieczy zastępczej ma wiele wspólnego z bursztynem. Ale czy to oznacza coś pozytywnego?

Pomyślisz - Bursztynowa Komnata. Łał, ale super.
Ale tak nie jest. Czytając historię bursztynowej komnaty pomyśl o pieczy zastępczej. Pomogę ci trochę.

Historia Bursztynowej Komnaty rozpoczęła się niemal 250 lat przed jej zniknięciem. W 1701 roku pruski król Fryderyk I Hohenzollern, wielki miłośnik „bałtyckiego złota”, zamarzył o pokoju wyłożonym tym drogocennym materiałem.
Historia rodzinnej pieczy zastępczej w Polsce, to pewnie trochę mniej lat. Ale materiał równie drogocenny.

Prace nad misternym dziełem ciągnęły się latami i kosztowały krocie. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Do ozdobienia ścian komnaty potrzebne były najpierw setki kilogramów, a potem już tony cennego materiału, którego poszukiwaniami zajmowali się nawet pruscy żołnierze.
Tak, jej budowanie, poszukiwanie odpowiednich ludzi trwało długo.

Pozyskany w ten sposób bursztyn należało poddać precyzyjnej obróbce. Po pocięciu, oszlifowaniu i podgrzaniu przychodziła kolej na mozolne układanie mozaik z motywami roślinnymi i heraldycznymi.
A kiedy już się ich znajdzie, następuje proces nauki, dopasowywania i tworzenia piękna.

W 1712 roku, jeszcze niezupełnie ukończony gabinet – przeniesiony sześć lat wcześniej do Pałacu Miejskiego w Berlinie – miał okazję zobaczyć car Piotr I. Zawitał on jesienią tego roku do pruskiej stolicy w trakcie podróży do Karlsbadu. Jako że sam od lat był zauroczony „bałtyckim złotem” pokój zrobił na nim piorunujące wrażenie. Z czym zresztą w ogóle się nie krył.
Podziwiają naszą myśl pedagogiczną inne narody, zachwycają się rozwiązaniami. Ba, nawet przenoszą rozwiązania. Jednym słowem, robimy wrażenie.

Kilka miesięcy później Fryderyk I wyzionął ducha, a na pruskim tronie zastąpił go syn Fryderyk Wilhelm I. W przeciwieństwie do ojca nie interesowały go drogie fanaberie, takie jak wykładanie pokoi jantarem. Pieniądze wolał przeznaczać na zbrojenia.

Dlatego, gdy w 1716 roku Piotr I po raz kolejny pojawił się na Sprewą, pruski monarcha postanowił sprezentować carowi właśnie Bursztynową Komnatę. W pakiecie dorzucił jeszcze kolejną drogą zabawkę ojca: jacht Liburnika. Car był zachwycony cennymi podarkami. W liście do żony Katarzyny I napisał, że o komnacie „marzył już od dawna”.
Mija trochę czasu, prekursorzy odchodzą, a następcy …

W zamian Piotr Wielki zaoferował Fryderykowi Wilhelmowi oddział złożony ze szczególnie rosłych rosyjskich żołnierzy. Ponadto ofiarował mu pięknie zdobiony kielich. Sama Bursztynowy Komnata została rozmontowana, spakowana do 18 skrzyń i wyekspediowana na wschód. Do Petersburga dotarła w lipcu 1717 roku.
… zapominają, zasypują popiołem, wymieniają artystów, empatycznych geniuszy, na armię podporządkowanych i realizujących zapisane schematy, wykonawców.

Nie ozdobiła jednak ścian żadnego z pałacowych pokoi nowej rosyjskiej stolicy. Okazało się bowiem, że w całym imperium nie ma nikogo, kto potrafiłby ją poprawnie złożyć i dokończyć jej budowę. W efekcie całość przeleżała ćwierć wieku w skrzyniach!
Okazuje się, że mijają lata i nie ma nikogo kto skutecznie i na długo potrafi wskrzesić stare mądre idee i nadać im nowoczesne tchnienie.

Dopiero córka Piotra, caryca Elżbieta I uznała w 1743 roku, że najwyższa pora wykorzystać do czegoś dar pruskiego króla.
Pomału pojawiają się ci którzy potrafią czytać, myśleć i widzieć – dziecko. Korzystają nie tylko z historii, ale również z nowoczesnych rozwiązań. Wspierają się, uczą od siebie, organizują w grupy, proponują rozwiązania.

Komnata pozostała w Carskim Siole aż do lata 1941 roku, kiedy to niemieccy saperzy ją rozmontowali i wysłali do Królewca. Po zakończeniu II wojny światowej ślad po niej zaginął. Jej poszukiwania do dzisiaj rozpalają umysły łowców skarbów. Jak dotąd nie przyniosły jednak konkretnych rezultatów.
Taki stan nie trwa długo. Pojawiają się saperzy, rozwalają co się da, czego nie da się rozwalić ukrywają.
Całe szczęście, że wielu wierzy, że bursztynowa komnata gdzieś tam jest, że czeka na odkrycie, umieszczenie w należnym miejscu by znów budziła zachwyt. Tylko które pokolenie tego doświadczy?

 

Jest jeszcze jedna opowieść o bursztynie.
    Cały system pieczy zastępczej jest Bursztynowy. Właściwie trzeba się cieszyć, że nie Czerwony.
Gdzieś tam pojawia się Pomarańczowy przełom, który czaruje słowem innowacja, jakoś nie do końca prawidłowo rozumianym w Polsce. Bo nasza polska innowacja musi prowadzić do tworzenia modelu, który będzie jedyny i słuszny, realizowany przez wszystkich. Żebyśmy z tego Pomarańczu wzięli przynajmniej merytokracje. No nie, nie dało się, bo po co kogokolwiek doceniać, honorować. W głowach by się poprzewracało.
Zieleń powinna wprowadzić decentralizacje. A w pieczy? Od 20 lat opowiadamy o deinstytucjonalizacji. Opowiadamy, robimy zasłonę dymną i po cichutku pomalutku zmierzamy w kierunku Czerwonego. Bo Czerwień i Bursztyn są wygodne – dla rządzących. Więc o Zieleni możemy tylko pomarzyć. A dokładniej to Zielone są w pieczy NGO i rodziny, czy nieformalne grupy, w których działają.  Bo Zieleń to cel który inspiruje, kultura oparta o wartości i perspektywa wszystkich grup interesu. Ale Zielonego w instytucjach, tych od pieczy, trudno się doszukać.
Więc o Turkusie, to już nawet wspominać nie będę. 

LALOUX w Pracować inaczej pisze - "Kiedy naniesiemy kolejne etapy ludzkiej i organizacyjnej świadomości na linię czasu, rezultat szokuje. Wydaje się, że ewolucja przyspiesza i przyspiesza coraz szybciej. Jeśli ten trend będzie się utrzymywał, możemy doświadczyć pojawienia się jednego lub dwóch nowych etapów wykraczających poza etap Zielony jeszcze za naszego życia."

No nie. W instytucjach ogarniających pieczę zastępczą, za mojego życia to my poza ten Bursztyn nie wyjdziemy. Obyśmy nie "cofnęli się do tyłu" do Czerwonego. 


A dlaczego lyncurium?
Rzymianie nazwali bursztyn lyncurium czyli mocz rysia, według legendy złocisty kamień powstał ze skamieniałego moczu tego drapieżnika.
Zdecydowanie nie chodziło mi o słowo ryś. 

https://wielkahistoria.pl/jak-powstala-i-czym-naprawde-byla-bursztynowa-komnata/  
 www.empik.com/pracowac-inaczej-laloux-frederic,p1116177008,ksiazka-p