Dla tych którzy nie bardzo wiedzą o co chodzi:
w pieczy
zastępczej,
w zmieniających się przepisach,
a wierzą, że dobro dziecka jest
najważniejsze, może się okazać że to tekst jakiś pokrętny.
Dla tych którzy w pieczy „siedzą” od lat scenariusz może
okazać się całkiem realny.
Już za kilka miesięcy dzieci poniżej 10 roku życie nie
będą mogły być umieszczane w instytucjach, czyli placówkach.
Wspaniale, prawda?
Wszystkie młodsze dzieci w rodzinach zastępczych, będą
miały swojego „ktosia” do kochania, przytulania, rozmowy, na dobre i na złe.
Ci
którzy urodzili się trochę wcześniej, cóż, już takiej możliwości mieć nie będą,
dla nich placówki, 14 dzieci i zmieniający się wychowawcy*.
Żadne dziecko powyżej 10 roku życia nie będzie miało
nawet szansy pomarzyć o rodzinie zastępczej, Rodzinnym Domu Dziecka, czy choćby
placówce typu rodzinnego.
Przesadzam?
Otóż, nie.
A scenariusz rysuje się taki.
- Każdy kto ma więcej niż 10 lat do instytucji. O tym stanowi Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.
- Małe, zdrowe, piękne „blondyneczki” i ciemnoocy chłopcy
do rodzin zastępczych. Rodziny zastępcze wszelkiego typu muszą wyrazić zgodę na umieszczenie u nich konkretnego dziecka. Mogą więc odmówić przyjmowania dzieci które określę tu jednym słowem "chorych". Chyba że są to rodziny specjalistyczne które z założenia przyjmują dzieci z obciążeniami. Ale i oni mogą nie wyrazić zgody na przyjęcie konkretnego dziecka.
- Pozostałe małe i nierokujące na przyszłość, tak pod
względem intelektualnym jak i aparycji - do Placówek opiekuńczo-wychowawczych
typu rodzinnego. Wprawdzie w nazwie mają słowo "placówka", ale ustawodawca uznał, że można w nich umieszczać dzieci w każdym wieku. Wprawdzie prowadzone są przez rodziny i niewiele, a właściwie wcale nie różnią się od Rodzinnych Domów Dziecka, ale tutaj ustawodawca nie przewidział możliwości decydowania o przyjęciu konkretnego dziecka.
Więc kiedy już wszystkie "duże" zajmą miejsca w placówkach, a wszystkie "piękne małe" zajmą miejsca w rodzinach zastępczych, nastanie dzień kiedy Placówki opiekuńczo wychowawcze typu rodzinnego staną się domami małego dziecka, małego chorego dziecka. Placówkami bez odpowiedniego zaplecza, bez odpowiedniej liczby pracujących i przygotowanych do tak specyficznej pracy dorosłych.
Kiedy opowiedziałam o moich "wizjach" kilka dni temu koleżance po fachu, powiedziała:
- Ale przecież, bardzo szybko zapełnią się i zabraknie miejsc. To będą dzieci "długoterminowe" pewnie nie wróca do rodzin, na adopcję też będą niewielkie szanse. Gdzie będzie miejsce dla kolejnych?
- Może jak przekroczą magiczną 10 ktoś przeniesie je do innej placówki nie rodzinnej, przecież będą już "duże".
Czy wierzę w taki scenariusz?
Tak.
Po 14 latach "siedzenia" w pieczy - TAK.
Po obserwowaniu przez kilka ostatnich lat jak zwija się rodzinną pieczę zastępczą - TAK.
Po obserwowaniu przez lata, jak skłóca się tych od rodzinnej, z tymi od instytucjonalnej - TAK.
Po kilku latach słuchania opowieści opiekunów, jak nikt nie liczy się z ich zdaniem, jak gra się na ich emocjach, jak się nakazuje, a nie współpracuje - TAK.
Mając wiedzę, kto kogo w myśl przepisów będzie karał lub nagradzał za powrót dziecka do rodziny - TAK.
Kogo obchodzi w tym wszystkim dziecko?
Kto ma pomysł na to by pojawiali się kolejni opiekunowie, dający dzieciom bezpieczeństwo, stabilność i umacniali w poczuciu szacunku do siebie i innych?
* Nie jest
moją intencją w jakikolwiek sposób oczernianie pieczy instytucjonalnej.
Posługuję się w tej wypowiedzi stereotypem. Uważam, że są przypadki kiedy
młodzież w instytucji radzi sobie lepiej niż w RZ. Są też przypadki, kiedy
instytucja radzi sobie lepiej z nastolatkiem niż RZ.