portret

portret

DLACZEGO

O tym, jak dać wolność, jednocześnie ucząc przywiązania.
O tym jak traktować dzieci jednakowo, by jednocześnie wiedziały, że są dla nas jedyne.
O tym jak mimo swojej niechęci, widzieć w ich rodzicach pozytywy.
O tym jak wykonując swoje zadania czasowo, dać pewność, że robimy to na całe życie.
Dlatego, by NASZE DZIECI, zrozumiały dlaczego.

Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu

26 września 2016

nie ma Domów Dziecka

Kilka miesięcy temu jedno z branżowych wydawnictw zgłosiło się z pytaniem, czy mogłabym napisać „takie wytyczne dla dyrektorów przedszkoli, w których są dzieci z domów dziecka”. Na instrukcję obsługi nie zgodziłam się, ale zaproponowałam pisanie o tym jak dzisiaj wygląda piecza, w jakich miejscach przebywają dzieci, czym takie miejsca się różnią, skąd się biorą dzieci, jakie możliwości działania mają opiekunowie, a jakie prawa nadal przysługują rodzicom biologicznym. Pani redaktor prowadząca zgodziła się z taką propozycją, więc i ja zgodziłam się na pisanie.
Ale zanim, ustaliliśmy wspólnie brzmienie tytułu, zobaczyłam w zapowiedziach na kolejny miesiąc wielki napis – Przedszkolak z Domu Dziecka.
Bardzo mnie to początkowo zdenerwowało.
Myślę sobie, nie jest dobrze jak zabieram się do pracy nastawiona negatywnie. Ale słowo się rzekło.
Pomyślałam i zaczęłam tak:

W Polsce nie ma Domów Dziecka.
Pewnie wiele osób pomyśli, że to jakiś stwierdzenie marzyciela, wizja przyszłości lub coś podobnego. Nie, to najprawdziwsza prawda. Od kilkunastu lat taka nazwa jak „Dom Dziecka” nie funkcjonuje jeśli przeczytamy ustawy, rozporządzenia i inne przepisy. Nie ma też sierocińców, biduli i ochronek.
Więc co?
Jak dzisiaj nazywają się „Domy Dziecka” ? ”

Za kilka dni w mieście Kraków spotkam się z dużą grupą policjantów z wydziału prewencji.
Będę mówiła o …
No, właśnie o czym.
o „słowach”,
o „nazwach”,
o „miejscach”,
o „kto”,
o „dlaczego”.
I o „zrozumieniu”, bo posługiwanie się wspólnym językiem, to początek zrozumienia, współdziałania, poszanowania i pewnie jeszcze wielu różnych innych pozytywnych rzeczy.

I mam taki niepokój w sobie.
Dlaczego, oczekuję, że moje mówienie zostanie zrozumiane przez „innych”, kiedy tak wielu będących w środku pieczy zastępczej posługuje się określeniami sierociniec, bidul, ochronka …

Protestuję !
To nie są miejsca, przechowalnie.
Tam nie pracują bezduszne kukły.
Tam nie przebywają, nic nie rozumiejące maskotki , które same sobie wybrały takie, a nie inne miejsce.

Myślę, że nikt nie ma prawa do używania tak pejoratywnych określeń.
Czasem, przyda się trochę empatii o której tak chętnie wielu pisze i powołuje się na nią. 
Jak czują się dzieci /?/, czytając i słysząc, że żyją w sierocińcu ... 
Jak czują się, osoby które z wielkim wyczuciem i zrozumieniem tam pracują. 



A rozmowy:
- czy i jakie placówki mogą/powinny istnieć,
- czy jest szansa by każde potrzebujące dziecko było w rodzinnej pieczy,
- czy jesteśmy w stanie zatrzymać każde dziecko w rodzinie pochodzenia,

to rozmowy bardzo poważne, bez stroszenia piórek i udowadniania kto jest lepszy, a kto lepsiejszy.


Utożsamienia się – życzę. 



Brak komentarzy: