Kilka
miesięcy temu jedno z branżowych wydawnictw zgłosiło się z
pytaniem, czy mogłabym napisać „takie wytyczne dla dyrektorów
przedszkoli, w których są dzieci z domów dziecka”. Na instrukcję
obsługi nie zgodziłam się, ale zaproponowałam pisanie o tym jak
dzisiaj wygląda piecza, w jakich miejscach przebywają dzieci, czym
takie miejsca się różnią, skąd się biorą dzieci, jakie
możliwości działania mają opiekunowie, a jakie prawa nadal
przysługują rodzicom biologicznym. Pani redaktor prowadząca
zgodziła się z taką propozycją, więc i ja zgodziłam się na
pisanie.
Ale
zanim, ustaliliśmy wspólnie brzmienie tytułu, zobaczyłam w
zapowiedziach na kolejny miesiąc wielki napis – Przedszkolak z
Domu Dziecka.
Bardzo
mnie to początkowo zdenerwowało.
Myślę
sobie, nie jest dobrze jak zabieram się do pracy nastawiona
negatywnie. Ale słowo się rzekło.
Pomyślałam
i zaczęłam tak:
„
W
Polsce nie ma Domów Dziecka.
Pewnie
wiele osób pomyśli, że to jakiś stwierdzenie marzyciela, wizja
przyszłości lub coś podobnego. Nie, to najprawdziwsza prawda. Od
kilkunastu lat taka nazwa jak „Dom
Dziecka” nie funkcjonuje jeśli przeczytamy ustawy,
rozporządzenia i inne przepisy. Nie ma też sierocińców, biduli i
ochronek.
Więc
co?
Jak
dzisiaj nazywają się „Domy Dziecka” ? ”
Za
kilka dni w mieście Kraków spotkam się z dużą grupą policjantów
z wydziału prewencji.
Będę
mówiła o …
No,
właśnie o czym.
o
„słowach”,
o
„nazwach”,
o
„miejscach”,
o
„kto”,
o
„dlaczego”.
I
o „zrozumieniu”, bo posługiwanie się wspólnym językiem, to
początek zrozumienia, współdziałania, poszanowania i pewnie
jeszcze wielu różnych innych pozytywnych rzeczy.
I
mam taki niepokój w sobie.
Dlaczego,
oczekuję, że moje mówienie zostanie zrozumiane przez „innych”,
kiedy tak wielu będących w środku pieczy zastępczej posługuje
się określeniami sierociniec, bidul, ochronka …
Protestuję !
To
nie są miejsca, przechowalnie.
Tam
nie pracują bezduszne kukły.
Tam
nie przebywają, nic nie rozumiejące maskotki , które same sobie
wybrały takie, a nie inne miejsce.
Myślę,
że nikt nie ma prawa do używania tak pejoratywnych określeń.
Czasem,
przyda się trochę empatii o której tak chętnie wielu pisze i
powołuje się na nią.
Jak czują się dzieci /?/, czytając i
słysząc, że żyją w sierocińcu ...
Jak czują się, osoby które z wielkim wyczuciem i zrozumieniem tam pracują.
A
rozmowy:
-
czy i jakie placówki mogą/powinny istnieć,
-
czy jest szansa by każde potrzebujące dziecko było w rodzinnej
pieczy,
-
czy jesteśmy w stanie zatrzymać każde dziecko w rodzinie
pochodzenia,
to
rozmowy bardzo poważne, bez stroszenia piórek i udowadniania kto
jest lepszy, a kto lepsiejszy.
Utożsamienia
się – życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz