portret

portret

DLACZEGO

O tym, jak dać wolność, jednocześnie ucząc przywiązania.
O tym jak traktować dzieci jednakowo, by jednocześnie wiedziały, że są dla nas jedyne.
O tym jak mimo swojej niechęci, widzieć w ich rodzicach pozytywy.
O tym jak wykonując swoje zadania czasowo, dać pewność, że robimy to na całe życie.
Dlatego, by NASZE DZIECI, zrozumiały dlaczego.

Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu

22 lutego 2022

Lyncurium

Piecza zastępcza, a właściwie system pieczy zastępczej ma wiele wspólnego z bursztynem. Ale czy to oznacza coś pozytywnego?

Pomyślisz - Bursztynowa Komnata. Łał, ale super.
Ale tak nie jest. Czytając historię bursztynowej komnaty pomyśl o pieczy zastępczej. Pomogę ci trochę.

Historia Bursztynowej Komnaty rozpoczęła się niemal 250 lat przed jej zniknięciem. W 1701 roku pruski król Fryderyk I Hohenzollern, wielki miłośnik „bałtyckiego złota”, zamarzył o pokoju wyłożonym tym drogocennym materiałem.
Historia rodzinnej pieczy zastępczej w Polsce, to pewnie trochę mniej lat. Ale materiał równie drogocenny.

Prace nad misternym dziełem ciągnęły się latami i kosztowały krocie. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Do ozdobienia ścian komnaty potrzebne były najpierw setki kilogramów, a potem już tony cennego materiału, którego poszukiwaniami zajmowali się nawet pruscy żołnierze.
Tak, jej budowanie, poszukiwanie odpowiednich ludzi trwało długo.

Pozyskany w ten sposób bursztyn należało poddać precyzyjnej obróbce. Po pocięciu, oszlifowaniu i podgrzaniu przychodziła kolej na mozolne układanie mozaik z motywami roślinnymi i heraldycznymi.
A kiedy już się ich znajdzie, następuje proces nauki, dopasowywania i tworzenia piękna.

W 1712 roku, jeszcze niezupełnie ukończony gabinet – przeniesiony sześć lat wcześniej do Pałacu Miejskiego w Berlinie – miał okazję zobaczyć car Piotr I. Zawitał on jesienią tego roku do pruskiej stolicy w trakcie podróży do Karlsbadu. Jako że sam od lat był zauroczony „bałtyckim złotem” pokój zrobił na nim piorunujące wrażenie. Z czym zresztą w ogóle się nie krył.
Podziwiają naszą myśl pedagogiczną inne narody, zachwycają się rozwiązaniami. Ba, nawet przenoszą rozwiązania. Jednym słowem, robimy wrażenie.

Kilka miesięcy później Fryderyk I wyzionął ducha, a na pruskim tronie zastąpił go syn Fryderyk Wilhelm I. W przeciwieństwie do ojca nie interesowały go drogie fanaberie, takie jak wykładanie pokoi jantarem. Pieniądze wolał przeznaczać na zbrojenia.

Dlatego, gdy w 1716 roku Piotr I po raz kolejny pojawił się na Sprewą, pruski monarcha postanowił sprezentować carowi właśnie Bursztynową Komnatę. W pakiecie dorzucił jeszcze kolejną drogą zabawkę ojca: jacht Liburnika. Car był zachwycony cennymi podarkami. W liście do żony Katarzyny I napisał, że o komnacie „marzył już od dawna”.
Mija trochę czasu, prekursorzy odchodzą, a następcy …

W zamian Piotr Wielki zaoferował Fryderykowi Wilhelmowi oddział złożony ze szczególnie rosłych rosyjskich żołnierzy. Ponadto ofiarował mu pięknie zdobiony kielich. Sama Bursztynowy Komnata została rozmontowana, spakowana do 18 skrzyń i wyekspediowana na wschód. Do Petersburga dotarła w lipcu 1717 roku.
… zapominają, zasypują popiołem, wymieniają artystów, empatycznych geniuszy, na armię podporządkowanych i realizujących zapisane schematy, wykonawców.

Nie ozdobiła jednak ścian żadnego z pałacowych pokoi nowej rosyjskiej stolicy. Okazało się bowiem, że w całym imperium nie ma nikogo, kto potrafiłby ją poprawnie złożyć i dokończyć jej budowę. W efekcie całość przeleżała ćwierć wieku w skrzyniach!
Okazuje się, że mijają lata i nie ma nikogo kto skutecznie i na długo potrafi wskrzesić stare mądre idee i nadać im nowoczesne tchnienie.

Dopiero córka Piotra, caryca Elżbieta I uznała w 1743 roku, że najwyższa pora wykorzystać do czegoś dar pruskiego króla.
Pomału pojawiają się ci którzy potrafią czytać, myśleć i widzieć – dziecko. Korzystają nie tylko z historii, ale również z nowoczesnych rozwiązań. Wspierają się, uczą od siebie, organizują w grupy, proponują rozwiązania.

Komnata pozostała w Carskim Siole aż do lata 1941 roku, kiedy to niemieccy saperzy ją rozmontowali i wysłali do Królewca. Po zakończeniu II wojny światowej ślad po niej zaginął. Jej poszukiwania do dzisiaj rozpalają umysły łowców skarbów. Jak dotąd nie przyniosły jednak konkretnych rezultatów.
Taki stan nie trwa długo. Pojawiają się saperzy, rozwalają co się da, czego nie da się rozwalić ukrywają.
Całe szczęście, że wielu wierzy, że bursztynowa komnata gdzieś tam jest, że czeka na odkrycie, umieszczenie w należnym miejscu by znów budziła zachwyt. Tylko które pokolenie tego doświadczy?

 

Jest jeszcze jedna opowieść o bursztynie.
    Cały system pieczy zastępczej jest Bursztynowy. Właściwie trzeba się cieszyć, że nie Czerwony.
Gdzieś tam pojawia się Pomarańczowy przełom, który czaruje słowem innowacja, jakoś nie do końca prawidłowo rozumianym w Polsce. Bo nasza polska innowacja musi prowadzić do tworzenia modelu, który będzie jedyny i słuszny, realizowany przez wszystkich. Żebyśmy z tego Pomarańczu wzięli przynajmniej merytokracje. No nie, nie dało się, bo po co kogokolwiek doceniać, honorować. W głowach by się poprzewracało.
Zieleń powinna wprowadzić decentralizacje. A w pieczy? Od 20 lat opowiadamy o deinstytucjonalizacji. Opowiadamy, robimy zasłonę dymną i po cichutku pomalutku zmierzamy w kierunku Czerwonego. Bo Czerwień i Bursztyn są wygodne – dla rządzących. Więc o Zieleni możemy tylko pomarzyć. A dokładniej to Zielone są w pieczy NGO i rodziny, czy nieformalne grupy, w których działają.  Bo Zieleń to cel który inspiruje, kultura oparta o wartości i perspektywa wszystkich grup interesu. Ale Zielonego w instytucjach, tych od pieczy, trudno się doszukać.
Więc o Turkusie, to już nawet wspominać nie będę. 

LALOUX w Pracować inaczej pisze - "Kiedy naniesiemy kolejne etapy ludzkiej i organizacyjnej świadomości na linię czasu, rezultat szokuje. Wydaje się, że ewolucja przyspiesza i przyspiesza coraz szybciej. Jeśli ten trend będzie się utrzymywał, możemy doświadczyć pojawienia się jednego lub dwóch nowych etapów wykraczających poza etap Zielony jeszcze za naszego życia."

No nie. W instytucjach ogarniających pieczę zastępczą, za mojego życia to my poza ten Bursztyn nie wyjdziemy. Obyśmy nie "cofnęli się do tyłu" do Czerwonego. 


A dlaczego lyncurium?
Rzymianie nazwali bursztyn lyncurium czyli mocz rysia, według legendy złocisty kamień powstał ze skamieniałego moczu tego drapieżnika.
Zdecydowanie nie chodziło mi o słowo ryś. 

https://wielkahistoria.pl/jak-powstala-i-czym-naprawde-byla-bursztynowa-komnata/  
 www.empik.com/pracowac-inaczej-laloux-frederic,p1116177008,ksiazka-p 

Brak komentarzy: